Wiadomości z rynku

piątek
27 grudnia 2024

Mikrobusy ofiarne

Urzędnicy chcą się pozbyć mikrobusów z centrum Krakowa
07.12.2007 00:00:00
Kto jest winien tworzenia się korków ulicznych w centrum Krakowa? Busy prywatnych, podmiejskich linii komunikacyjnych - uznano w krakowskim ratuszu. Aby uporządkować sytuację, wystarczy więc pozbyć się ich z centrum. - Nasza działalność straci sens - żalą się przewoźnicy, którzy latami inwestowali w komunikację busową pod Wawelem.
Piszemy o tym, bo sprawa jest symptomatyczna. Przedsiębiorcy zarzucają urzędnikom, że w sposób arbitralny uniemożliwiają ich firmom normalne zarobkowanie i tym samym preferują samorządową spółkę Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacji. Podobne konflikty co jakiś czas wybuchają w innych miastach. W Krakowie dopiero groźba strajku ponad stu firm dysponujących łącznie ponad 700 busami spowodowała, że przedstawiciele miejskiego Zarządu Dróg i Transportu przystąpili pod koniec listopada do negocjacji z delegacją przedsiębiorców. Protest został zawieszony do 10 grudnia.
Owoce wolnego rynku
Regularne połączenia busowe zorganizowane przez prywatnych przewoźników obejmują obecnie znaczną część województwa małopolskiego. W Małopolskim Stowarzyszeniu Prywatnych Przewoźników zorganizowanych jest już 135 takich firm. W sumie mają one 750 busów codziennie dowożących do Krakowa około 20 tys. pasażerów. Drugie tyle jest niezrzeszonych. Dzięki busom mieszkańcy miasteczek i wsi położonych w odległości nawet kilkudziesięciu kilometrów od Krakowa mogą tanio dojeżdżać do pracy lub do szkoły w centrum aglomeracji i wieczorem wrócić do domu. Duża liczba przewoźników sprawia, że ceny za przejazdy są konkurencyjne. Np. 30-kilometrową trasę między Gdowem a Krakowem można przejechać za 3 złote, a 60 km między Krakowem a Limanową - za 9 zł. Jeden przejazd komunikacją miejską kosztuje natomiast w Krakowie 2,50 zł.
Nowa miejska koncepcja
Zdaniem urzędników odpowiedzialnych za organizację ruchu w mieście rozdrobnienie komunikacji zbiorowej doprowadziło jednak do takiego zagęszczenia pasażerskich busów w centrum, że przekroczona została przepustowość przystanków. - W śródmieściu busów jest już tyle, że nie mieszczą się na przystankach - mówi Wit Nirski, rzecznik prasowy krakowskiego Zarządu Dróg i Transportu. - Musimy coś z tym zrobić.
Pomysł uporządkowania transportu w mieście jest już gotowy. Polega na pozbyciu się podmiejskich busów z centrum. Zgodnie z nową koncepcją, mają one dojeżdżać tylko do dużych przystanków MPK na obrzeżach krakowskiego city. Tu pasażerowie z prowincji dążący do swoich miejsc pracy czy nauki w centrum albo do dworców PKP i PKS mają przesiadać się do komunikacji miejskiej, najlepiej do tramwajów MPK.
- Z naszych badań wynika, że tramwaje są najlepsze. Nie stoją w korkach i nie blokują ruchu - mówi W. Nirski.
- W efekcie pasażerowie, przesiadając się do nich z busów, szybciej dotrą do celu, niż gdyby jechali do niego tymi busami bez przesiadki.
Ta koncepcja weszła już w stadium realizacji. Te z firm busowych, którym kończą się 5-letnie pozwolenia na przewozy regularne i które w związku z tym występują o nowe koncesje, nie otrzymują już zgody na korzystanie z przystanków w centrum miasta.
Ofiara będzie daremna
- W tym momencie nasza działalność traci sens, bo pasażer zamiast płacić za dojazd do pracy np. 3 zł w jedną stronę, będzie musiał zapłacić prawie dwa razy więcej, bo dodatkowe 2,50 wyda na bilet MPK - mówi Bolesław Domoń, przewoźnik busowy, któremu władze miejskie już odmówiły prawa do korzystania z przystanków w city.
- Zamiast jeździć z nami, ludzie zaczną dojeżdżać prywatnymi samochodami.
- Kraków stawia sprawę na głowie - przekonuje inny właściciel linii komunikacji busowej. - Nasi kierowcy przyjeżdżający z Anglii stukają się w głowy, gdy im o tym opowiadamy. W Anglii centra miast zamyka się właśnie dla aut prywatnych, a otwiera dla komunikacji zbiorowej.
Wielu przewoźników boi się, że wskutek nowej koncepcji komunikacyjnej straci pracę. W dodatku, ponieważ władze miejskie są niekonsekwentne, ofiara złożona z busów może okazać się całkowicie daremna.
- Skoro w centrum jest taka zła sytuacja, dlaczego wydano zgodę na budowę hipermarketu Galeria Krakowska? - pyta retorycznie jeden z naszych rozmówców.
Trudne zadanie
Nie znaczy to jednak, że przewoźnicy potępiają w czambuł nową koncepcję. Zapowiadają, że mogą się na nią zgodzić pod warunkiem, że miasto zapewni równe traktowanie wszystkich podmiotów. - Nie może być tak, że jedni będą jeździć na starych zasadach, a inni już nie. Najlepiej ustalić konkretną datę zmiany zasad funkcjonowania komunikacji, taką samą dla wszystkich - przekonuje jeden z przewoźników. - Kolejny warunek to wprowadzenie biletów strefowych, wykupywanych przez pasażerów na przejazd pojazdami kilku przewoźników. - Chodzi o to, żeby ten podmiejski pasażer, dowieziony przez nas na obrzeża centrum Krakowa, mógł dalej dojechać do centrum tramwajem na naszym bilecie, bez konieczności ponownego płacenia za przejazd - wyjaśniają przewoźnicy.
Wiesław Starowicz, wiceprezydent Krakowa dla jednej z krakowskich gazet: - To trudne zadanie, bo z kasy miejskiej musielibyśmy wyłożyć na to ogromną kwotę.
- Trudne zadanie, ale z naszymi pieniędzmi kompletnie się nie liczą! - komentuje tę wypowiedź przewoźnik pragnący zachować anonimowość.
Wyniki negocjacji między przewoźnikami i władzami miejskimi w Krakowie mają być znane po 10 grudnia.
Trochę historii
Firmy busiarskie zaczęły powstawać w latach 90., nie tylko w Krakowie. Powód: zarządzani przez urzędników dotychczasowi przewoźnicy, czyli miejskie zakłady komunikacji, PKS i PKP nie były zainteresowane obniżaniem cen biletów i rozszerzaniem oferty przewozowej. Przeciwnie: likwidowały wiele połączeń, argumentując, że są nieopłacalne.
Tak było m.in. w przypadku linii Limanowa-Kraków. I w tym dostrzegł dla siebie szansę Jerzy Pociecha. Wymyślił busowe połączenie specjalnie dla studentów. Zaproponował tańsze bilety, żeby z pieniędzy, które student czy uczeń musiałby wydać na dojazd PKS-em, po przejeździe busem zostało jeszcze na zapiekankę.
Zadziałało. Ludzie zaczęli jeździć busem, więc J. Pociecha dokupywał kolejne. Ma ich już 22. Na trasie Limanowa-Kraków-Limanowa robi po 26 kursów w każdą stronę. Nie kryje, że teraz zakaz wjazdu do centrum aglomeracji stawia pod wielkim znakiem zapytania opłacalność całego przedsięwzięcia.
Marek Dyszy, prezes Małopolskiego Stowarzyszenia Prywatnych Przewoźników: - Podobne konflikty były już między innymi w Lublinie i w Kielcach. Koledzy odwoływali się do Urzędu Ochrony Konsumentów i Konkurencji. I wygrali, bo wyszło, że władze miejskie wykorzystywały swoją dominującą pozycję, aby wspierać swojego przewoźnika. W najgorszym razie my też pójdziemy tą drogą.
Komentarz autora: Smok biurokratyczny
Ilekroć stykam się z takim podejściem decydentów zatrudnionych na etatach do ludzi, którzy prowadzą działalność gospodarczą, wzbiera we mnie gniew. Przecież nie jest winą właścicieli busów, że sposób zorganizowania ruchu w centrum Krakowa szwankuje. Jeśli już, to jest to właśnie wina owych decydentów. Nie potrafili odpowiednio sprawy załatwić wcześniej, nie potrafią i teraz. To żadna sztuka przerzucać konsekwencje swoich błędów i nieudolności na przewoźników, a w konsekwencji na ich klientów, którzy będą musieli płacić więcej za dojazd do szkoły czy pracy.
Niestety, krakowscy urzędnicy nie są pod tym względem wyjątkiem. Przypomnijmy: rok temu zamknięto firmom transportowym na 7 godzin w ciągu doby ulice w Warszawie. Powód był taki sam: korki. Co charakterystyczne, decyzję podjęto ot tak, jakby w ogóle nie miała ona konsekwencji dla setek firm. Tym, które w Warszawie płacą podatek od środków transportu, nie zaproponowano żadnych, choćby nawet symbolicznych rekompensat w postaci ulg, w tym podatku za ograniczenie możliwości zarobkowania. Przecież to wyzysk, a nie administracja!
Klikając [ Zapisz ] zgadzasz się na przetwarzanie swoich danych osobowych zgodnie z naszą Polityką Prywatności. W każdej chwili możesz się wypisać klikając na link Wypisz znajdujący się na końcu każdej z otrzymanych wiadomości.